lutego 26, 2013

sens nieszczęścia




Zaczęłam kochać autobusy wieczorem. Światła miasta zza zaparowanej szyby i słuchawki na uszach stwarzają za każdym razem idealną sytuację do refleksji. Samotność i cierpienie. Ostatnio te dwa słowa wkradają się z lubością w moją głowę. Nie umiałam ubrać tych myśli w słowa, póki nie podjęłam tematu z moją serdeczną przyjaciółką.

Nie od dziś wiadomo, że człowiek jest istotą szybko przyzwyczajającą się do dobrego.. Do szczęścia. I tak samo oczywistym jest, że życie to nie kraina mlekiem i miodem płynąca. Więc utrata szczęścia sprawia nam duży ból, ale bardzo motywujący ból. Szybko zaczynamy reagować, podejmując próby odzyskania tego upragnionego dobra... Biegniemy po nie ile wystarczy nam tchu. I znowu chwytamy to całe szczęście, łapiemy je pełnymi garściami, umykając zwinnie przed upadkiem. Który prędzej czy później będzie miał miejsce. I znów będzie rozpacz z silną motywacją dążenia do poprawy sytuacji... Tak jest od zawsze, trzeba sobie to uświadomić, by naprawdę cieszyć się szczęściem i umieć przeczekać to, co złe.

Takie sytuacje najbardziej obrazowo przedstawia chyba stan zakochania... bycia w związku. Albo ogólnie silna, długotrwała więź między ludźmi.
Jednak zdarza się, że człowiek jest postawiony pod ścianą. Nie ma innego wyboru, musi coś przecierpieć. Uzbroić się w cierpliwość, bo czeka go długa rekonwalescencja.
I po czasie uświadamia sobie, że kocha tą samotność. Tak samo jak przyzwyczaił się do szczęścia, tak przyzwyczaja się do dłużej istniejącego stanu nieszczęścia i poczucia osamotnienia. Zaczyna bać się radości, która opuściła go na określonym tle.
Dlaczego? Dlatego, że doskonale wie, czym kończy się owa radość. Są wzloty i upadki... ale on już nie ma ochoty wzlatywać, by potem upaść. Sytuacja, w której się znajduje jest stabilna. Upadek boli. A tu nie ma upadków, bo nie ma wzlotów. Jest więc jednostajny spacer po emocjonalnym dnie- sytuacja, w której czuje się bezpiecznie, pomimo swojego nieszczęścia.
Oczywiście, że tęskni za obrazem utraconego szczęścia. Zdarza się, że za nim nawet dąży. Ale kiedy je dogania, zaczyna zwalniać. A kiedy szczęście się uśmiecha i daje się złapać, człowiek ten przestraszony odwraca się plecami i odchodzi.

Strach przed chwilowym upadkiem jest stokroć silniejszy od potrzeby poczucia wszechogarniającej radości.
Wybór pada na jednolitą beznadzieję, w którą wplątane są chwilowe "słabości" pogoni za szczęściem i szukanie kryjówek, by jednak przed nim umknąć.
Ale czy warto aż tak nie ryzykować... ?

1 komentarz:

  1. Na moje zimowe wieczory jesteś idealna do poczytania :), tylko czemu już nie piszesz[?], popraw się, bo zrobię sobie wodę z mózgu czytając Honoratę Skarbek i Patrycję Banaś :P

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pseudolejdi. , Blogger