czerwca 26, 2016

Perły przed wieprze




Kończyłam malować usta, kiedy weszła do domu moja siostra i stanęła w progu pokoju.
- Wow, ale wyglądasz!
- Dobrze?
- No raczej!

Faktycznie wyglądałam całkiem no raczej. Delikatne loki swobodnie opadały na moje ramiona, na twarzy wieczorowy makijaż żywcem wyjęty z najlepszych jutubowych tutoriali. Miałam na sobie czarną sukienkę na cienkich ramiączkach, odciętą w pasie. Lejący materiał łagodnie falował tuż przed kolanem, wysokie, czerwone szpilki dodawały mi klasy i seksapilu. K. rozejrzała się z podziwem po pokoju. Vis a vis drzwi stało łóżko zasłane puchatym, białym kocem. Obok łóżka mały okrągły stolik, na którym stał wazon ze świeżymi kwiatami, półmisek winogron i kubełek z butelką szampana w kostkach lodu. Na drugim końcu pokoju stała długa ława przykryta białym obrusem. Dwa krzesła stały na dwóch jej końcach naprzeciwko siebie. No i ta piękna zastawa! Na oknach wisiały piórka, wszędzie walały się płatki róż i zapachowe tealighty. Ogólnie wyglądało chyba trochę jak w burdelu, wśród dekoracji dominował róż i czerwień, ale trzeba mi to wybaczyć. Miałam dziewiętnaście lat i marzyłam o miłości jak z bajki. Miałam faceta, mieliśmy rocznicę… Starszy był ode mnie znacznie, w mojej wybujałej wyobraźni nawet był dojrzały. Zależało mi na tym, żeby go uszczęśliwiać. Stałam na środku tego pokoju zestresowana i nieco zmęczona. No dobra… Tak naprawdę miałam wyprute flaki i padałam na pysk. Całą noc walczyłam z przygotowaniem przystawki, dwudaniowej kolacji i tortu. W planach miałam jeszcze przyrządzenie lodowych koktajli z likierem kawowym i czekoladowym sosem. Tymczasem ówczesny facet mój był święcie przekonany, że smacznie sobie śpię u przyjaciółki. K. nie miała ze mną lekko, kuchnia wyglądała jakby ktoś właśnie stoczył tam walkę na śmierć i życie, posługując się jedynie mąką, cukrem pudrem i naczyniami. Dzielnie mi towarzyszyła i pomagała w zacieraniu śladów. Myślę, że w całym swoim szesnastoletnim życiu nie słyszała tyle podwórkowej łaciny co tamtej jednej nocy. 

- Nie będziemy wam przeszkadzać, lecimy na festyn. Dożynki są. Muszę się odstresować po tej ciężkiej nocy.
- Nie będzie-CIE? – zapytałam nieco zdziwiona
- Z Aleksem idę.
- Ach kuzyn nasz najlepszy!
- No raczej! – zaśmiała się K. 

W tym momencie do domu bez pukania wleciał Aleks, złapał K. pod rękę, przywitał się ze mną, zagwizdał z podziwem na mój widok i porwał moją siostrę na wiejską potupajkę.

Wzięłam głęboki oddech, zlustrowałam otoczenie, wszystko grało. Chwyciłam telefon i wysłałam smsa do G. z pytaniem o której będzie. Dziesięć minut. Ok. Uruchomiłam listę piosenek, którą kompletowałam przez dwa miesiące, wzięłam się za zapalenie wszystkich świeczek a później poszłam odgrzewać kolację. Przyszedł G. Stanął jak wryty i kazał mi chwilę poczekać. Wyszedł z domu, usłyszałam, że odpalił silnik. Pojechał. Po dwudziestu minutach wrócił z bukietem kwiatów i  winem z supermarketu. Udałam, że nie ruszyło mnie zapomnienie o naszej rocznicy. On rozejrzał się po pokoju, przytulił mnie, ucałował i zapytał:

- Idziemy na dożynki?

1 komentarz:

  1. Ehm...znając G jakoś mnie to nie dziwi...facet swinia i wiele krzywdy Ci narobil, a Ty byłaś dla Niego jak Anioł...ile to spoznien bylo? Ile sie naczekalas na Niego...dobrze, że too zamkniety etap. :-*

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pseudolejdi. , Blogger