Kiedy byłam w ciąży od razu
wiedziałam, że będę czytać mojemu dziecku od urodzenia. A przynajmniej będę się
starać. Jeśli chodzi o czytanie do brzuszka, to cóż… Próbowałam, ale czułam się
cholernie dziwnie. Wychodziło to nienaturalnie, trochę na siłę. Dopóki Kuba
znajdował się w brzuchu, rozmowa z dzieckiem była dla mnie nieco abstrakcyjna.
Do samego porodu mówiłam do niego niewiele, ale mimo to czułam z nim wielką
więź. Głaskałam brzuch praktycznie od początku i najczęściej po prostu witałam
się z nim na dzień dobry. That’s all. Dopiero kiedy zobaczyłam jego twarz,
usłyszałam jego płacz (wróć- wrzask), dotknęłam go, przytuliłam, dotarło do
mnie, że on tu naprawdę jest i dopiero wtedy prócz instynktownej miłości,
pojawiła się ogromna potrzeba mówienia do niego. Początki z czytaniem były
marne. Mój cwany syn od razu się kapował, że ton mam jakiś taki inny i nie
zwracam się do niego, a patrzę w jakieś dziwne coś. I to mu się ewidentnie nie
podobało, zatem wszelkie czytanie od pierwszych dni/tygodni kończyło się
rykiem. Kontakt wzrokowy (pomimo że Jakub widział dość kiepsko rzecz jasna)
musiał być zachowany. Zatem, kiedy dziecko ewidentnie gardzi słowem czytanym,
czy jest coś co pozwoli od urodzenia przyzwyczajać malucha do książek? Ano
jest.
Książki na teraz
KONTRASTY!
Od samego powrotu do domu ze
szpitala ruszyliśmy z książeczkami i kartami kontrastowymi. Genialna sprawa!
Noworodek nie widzi dobrze, wszystko mu się zlewa i jedyne co może dostrzec, to
wyraziste kształty i kontury na mocno kontrastującym tle. A więc czarnobiałe,
proste obrazy to coś, co z całą pewnością przykuje uwagę noworodka, stymulując
przy tym jego zmysł wzroku. Wybór takich książeczek jest naprawdę ogromny.
Wydaje mi się, że nie można tu dzielić ich na lepsze lub gorsze, albo polecane
jakoś szczególnie. Można je dostać w formie tradycyjnych książek, harmonijek
albo po prostu oddzielnych kart. Wszystkie spełniają swoją rolę wyśmienicie,
książeczki są wygodniejsze w momencie gdy leżymy razem z dzieckiem, przewracamy
strony i opowiadamy o tym co się na obrazku znajduje, harmonijkę można rozłożyć
i postawić jak płotek, a karty poprzyczepiać lub poustawiać gdzieś w łóżeczku,
nad łóżeczkiem i wszędzie tam, gdzie sięga wzrok malucha. Jak już kiedyś
wspomniałam- w ciąży będąc przekopałam Internety milion razy. Zahaczyłam również
o kilka fajnych akcji skierowanych do przyszłych i świeżo upieczonych mam,
które polegały na zarejestrowaniu się na stronę, w zamian za co otrzymywałam
mały pakiecik powitalny dla maluszka. Do czego zmierzam. Zarejestrowałam się
między innymi na bebiprogram.pl stworzony przez Bebilon. W ich pakiecie
znajduje się poradnik dotyczący głównie żywienia i rozwoju niemowląt,
sensoryczna przytulanka i trzy dwustronne karty kontrastowe (zdjęcia poniżej), wszystko to
zapakowane w teczkę, którą można potem wykorzystać do przechowywania
dokumentów. Karty (i książki oczywiście) były przez długi czas jedynym źródłem
rozrywki dla naszego malucha i jedną z głównych form komunikacji. Kuba szybko
zaczął wodzić za nimi wzrokiem, żywo na nie reagować, a kiedy wylądowaliśmy w
trzecim tygodniu w szpitalu, karty pozwoliły mi zająć go na moment. Na
przykład, żeby skoczyć do toalety, albo zjeść coś na szybko poustawiałam karty
w odpowiedniej odległości, a kiedy już jego wzrok o nie zahaczył, potrafił się
na nich skupić od kilku do kilkunastu minut. Dziedzic ma za moment cztery
miesiące, a czarnobiałe obrazki interesują go do teraz i pomimo, że zachwyca
się już kolorowymi ilustracjami, często wracamy do książeczek kontrastowych.
Kubuś Puchatek dla Kubusia.
"Złota Księga Bajek" z serii "Kubuś i Przyjaciele" to chyba jeden z moich najlepszych, dotychczasowych wyborów. Jak
wspomniałam, początki z czytaniem były trudne i opowiadania na dłuższy czas
poszły w kąt. Kiedy Kuba skończył trzy miesiące, odmieniło mu się jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Stwierdziłam, że skoro skupia swoją uwagę
na kolorowych zabawkach i czasem łapie zawiechy gapiąc się na nadruki na moich
bluzkach, to czas na kolejną próbę. Położyłam się obok niego i trzymając nad
nim książkę zaczęłam czytać. Efekt był taki, że się cholera wzruszyłam. Taa,
matka wariatka, ociera łezkę ukradkiem bo się dzieciak gapi na kolorowe
obrazki. No tak. To był moment, kiedy do naszego terminarza wkroczyła nowa
forma spędzania czasu razem. Oczywiście niemowlę nie analizuje tekstu
czytanego, pewnie nawet nie wie skąd mi się bierze taki potok słów, ale ważne
jest to by oswajało się z tą czynnością i osłuchiwało się ze słowami. Nierzadko
są to słowa, których nie używa się na co dzień, a więc czytanie dziecku nie
tylko zbliża, ale też poszerza jego zasób słownictwa. Wielki plus dla autorów,
że na każdej jednej stronie widnieją obrazki, co skutecznie przykuwa uwagę
dziecka i zanim zdąży się znudzić, przewracam stronę. Każda ilustracja była
komentowana przez Kubę z ogromnym zaangażowaniem. Gruchał i piał nad nimi tonem
pełnym zachwytu, nieraz musiałam przerywać czytanie bo nie mogłam powstrzymać
śmiechu. Jak każde dziecko ma lepsze i gorsze dni, czasem przeczytamy dwie
historyjki, a czasem nie dokończymy nawet jednej. Ale jednego jestem pewna- z
chęcią będę do nich wracać, bo prócz pięknej oprawy i uroczych obrazków,
opowiadania pisane są w przystępny sposób, przemycają wiele ciekawostek z
wiedzy ogólnej, wskazują na ważne wartości, którymi powinien kierować się
człowiek, uczą jak sobie radzić w różnych sytuacjach i każda kończy się
morałem. Dodatkowo na końcu książki znajdują się rymowanki autorstwa Wandy
Chotomskiej, oczywiście ilustrowane :). Uwielbiam tą książkę i z całego serca
polecam!
"Królik" z serii "Moje maleństwo"
Tę książkę dostaliśmy. Mała, kwadratowa książeczka ze sztywnymi stronami. Jeśli wpadnie w te małe rączki, nie zostanie podarta. Mogę ją bez problemu pokazywać Kubie z bliska, może dotykać stron i nie boję się, że nagle gwałtownie zgniecie kartkę, drąc ją lub wyrywając przy okazji. Pozwolę sobie przytoczyć opis książki ze strony lubimycztac.pl. "Pełna ciepła książka, pokazująca relacje między mamą i jej dzieckiem w
chwilach, kiedy się bawi, je, psoci i układa do snu. Kolorowa, pięknie
ilustrowana książeczka przygotowana z myślą o najmłodszych czytelnikach.
W serii ukazały się: Kotek, Piesek, Cielątko, Prosiaczek, Miś, Królik." I nie trzeba właściwie nic dodawać, poza tym, że mocno zaakcentowałabym, że jest to opowiadanie dla najmłodszych. Myślę, że nabędę resztę książeczek z tej serii, sądząc po reakcji Kuby na "Królika".
Książki na później
Najpiękniejsze wiersze dla dzieci –Jan Brzechwa
W zasadzie waham się pomiędzy książką na teraz, a na
później. Zarówno w okresie niemowlęcym jak i w późniejszym wiersze mają znaczący
wpływ na rozwój dziecięcej mowy i nauki odpowiedniej intonacji. Niemowlę
osłuchuje się z melodycznością naszego języka, wychwytuje intonację i rytm czytanych
wierszy. Dzieci posiadają naturalne predyspozycje rytmiczne, w związku z czym
wierszyki i rymowanki są świetną metodą nauki języka poprzez rozrywkę. Wybaczcie ten pseudomądry, pedagogiczny ton, ale coś tam jeszcze ze szkoły pamiętam i uważam, że utwory rymowane są naprawdę istotnym elementem w rozwoju mowy. Znacząco wpływają na poszerzanie zasobu słów i na umiejętność posługiwania się nimi. Co do wyboru wierszy, tu już wolna amerykanka. Wybrałam Brzechwę, bo to wiersze z mojego dzieciństwa. "Na straganie", "Entliczek pentliczek", "Dzik jest dziki" i tak dalej- to klasyki, które chcę przekazać kolejnym pokoleniom i mam nadzieję usłyszeć je kiedyś z ust mojego syna. W domowej biblioteczce ma swoje miejsce także Julian Tuwim. Istnieje multum różnych wydań do wyboru, do koloru. Ja szczególnie upodobałam sobie książki z wydawnictwa GREG, są jakieś takie... estetyczne :) .
Mały Książę
Temat Małego Księcia jest mi bardzo
bliski i chciałabym Kubie przekazać wszystkie wartości płynące z tej książki. I
choć skierowana jest do dzieci, ma bardzo istotny przekaz dla nas- dorosłych.
To piękna, metaforyczna opowieść o dojrzewaniu do miłości, o przyjaźni i o tym
jak łatwo zatracić się w dorosłym świecie, tracąc po drodze kreatywność i
zdolność do bezinteresownego kochania. Chciałabym by ta dziecięca wrażliwość
została z moim synem jak najdłużej, a najlepiej do końca życia. I żeby nigdy
nie stawiał pieniędzy, pracy oraz władzy ponad rodzinę i przyjaciół. I aby
rozumiał, że „dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla
oczu”. Trochę czasu jeszcze minie zanim przeczytamy tę opowieść z pełnym
zrozumieniem, ale cieszę się, że gości ona w naszej skromnej biblioteczce i w
każdej chwili możemy po nią sięgnąć. Myślę, że Mały Książę to pozycja warta
rozważenia przez każdego rodzica.
Mądre bajki
To książka zdecydowanie dla
kilkulatków. Jest wspaniała, naprawdę. Przeczytałam kilka opowiadań i wróciłam
pamięcią do mojego dzieciństwa. Myślę, że z takimi bajkami byłoby mi łatwiej
uporać się z niektórymi przeciwnościami, jakie spotykały mnie w moim
kilkuletnim życiu. Bajki poruszają bardzo trudne tematy w niesamowicie
przystępny sposób. Zaledwie na trzech stronach A4 zawarte są poruszające,
krótkie historie z bardzo głębokim przekazem. Jestem pewna na milion procent,
że nie raz wesprą mnie w podpowiadaniu mojemu dziecku jak sobie poradzić z niesprawiedliwością
i przykrościami, które spotka na swojej drodze. Nie wszystkie rozmowy z
dzieckiem będą łatwe i przyjemne, nie raz będą czekać nas tematy trudne,
niezręczne i przykre. Na odwrocie książki autor zapewnia, że „Lektura będzie
idealnym wstępem do ciekawej i rozwijającej rozmowy z dzieckiem”. W pełni się z
tym zgadzam. Niektóre sytuacje są wyjątkowo trudne, na przykład historia, w
której ukochana babcia w pewnym momencie zachorowała i pomimo chwilowej poprawy
samopoczucia umarła. Może brzmieć to dość drastycznie i trochę Was odstraszyć,
ale zupełnie niepotrzebnie. Paradoksalnie śmierć jest częścią życia. Poza tym
nie trzeba czytać tego opowiadania jako odprężającej historyjki po wesołej
kąpieli na dobranoc, a sięgnąć po nią dopiero gdy zajdzie taka potrzeba. Dzieci
często nie rozumieją tej kolei rzeczy, trudno jest im wyjaśnić dlaczego ich
ukochani dziadkowie odchodzą na zawsze. Ta krótka opowiastka w bardzo łagodny sposób
pozwala pogodzić się z tą sytuacją. Inne tematy poruszane w książce to powierzchowność,
odmienność, cierpienie zwierząt i tak dalej… Każda z tych bajek uczy, że warto
patrzeć nieco dalej niż tylko na czubek własnego nosa, uczy tolerancji i
empatii, odpowiedzialności za własne wybory i szacunku do cudzej pracy, pozwala
wierzyć w siebie i zachęca do okazywania dobrego serca. Czy warto ją kupić?
Warto, warto i jeszcze raz warto!
Trochę się rozpisałam, ale mam nadzieję, że moje spostrzeżenia przydadzą się Wam podczas szukania najlepszych książek dla Waszych latorośli. Niechaj rosną zdrowo w towarzystwie książek. Czytanych przez ukochanych rodziców oczywiście :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz