lipca 04, 2018

Co tu się porobiło?

Podniosłam się na szpitalnym łóżku kiedy gromadka lekarzy wtargnęła do sali podczas obchodu. Jeden z nich podniósł moją kartę 
- Co my tu mamy? - Zerknął na mnie znad okularów pochylając głowę - Agnieszka, lat 19. Co tu się porobiło? 
Ano się porobiło. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mam na mózgu gruczolaka. W ogóle nie rozumiałam co się dzieje, nie miałam okresu, choć wcześniej pojawiał się co miesiąc przynajmniej przez pięć lat. I nagle się zatrzymał. Faceci w białych kitlach, żeby mi zobrazować sytuację powiedzieli, że moja macica jest skurczona i wygląda jak u staruszki po menopauzie. Świetna wiadomość dla dziewiętnastolatki! Cudowna po prostu. Bujałam się tak od lekarza do lekarza, aż w końcu po trzech albo czterech latach trafiłam na człowieka, który wreszcie miał jakieś pojęcie i na pierwszej wizycie, po wysłuchaniu objawów powiedział co mi jest. Oczywiście były to jego przypuszczenia, ale rezonans je potwierdził i można było w końcu rozpocząć leczenie. Polegało na normowaniu poziomu hormonów i próbach zmniejszenia gruczolaka farmakologicznie. Nie zmieniało to faktu, że czas mijał a ja byłam bezpłodna i czułam się co raz gorzej. 

- Proszę brać te leki w nocy, przed spaniem, żeby przespać skutki uboczne. – cyk, pieczątka. Do zobaczenia wkrótce na kontroli. 
Tabletka, łyk wody, dobranoc. 
Umieram kurwa! – przedarło mi się przez myśl, kiedy trzęsłam się rano nad muszlą klozetową. Nudności, zimne poty, zawroty głowy. Ulgę przynosiła mi pozycja klęcząca, mocno skulona, tak, abym jakąś odsłoniętą częścią ciała dotykała zimnych kafelek. Widocznie nie zdążyłam przespać wszystkich skutków ubocznych. Zdarzało się to. Często sypiałam za krótko bo dorabiałam nocami. Bywało, że spóźniałam się do pracy, bo miałam ataki duszności. Rozbierałam się wtedy, żeby położyć się na zimnej podłodze w łazience i to przeczekać. Kiedy brałam tabletki wieczorem, wiedziałam, że mam jeszcze maksymalnie godzinę na to, żeby coś zrobić, obejrzeć coś albo pogadać z partnerem. Później biegusiem spać i to jak najdłużej. 

Był jakiś tam progres, lekarz zauważał poprawę ale patrząc na wyniki zwiększał dawkę. Sukinsyn w moje głowie zawzięty widać i ani mu się śniło ustępować. Czas mijał i mijał. Moja macica wreszcie się zorientowała ile ma lat. Zaczął się pojawiać okres. W dwudziestym szóstym roku życia, wow. Dawka leku w pewnym momencie mnie przerosła i zaczęłam błagać lekarza o zmianę, bo nie mogłam normalnie funkcjonować. Wiązało się to niestety z dużo wyższymi kosztami, bo leki nowej generacji na tę przypadłość nie są refundowane. Na imprezę wbiła jeszcze niedoczynność tarczycy, żeby było weselej. Przecież atrakcji nigdy za wiele, a nudy nikt nie lubi, co nie?

Dałam za wygraną. Bolało...

Raz przy oglądaniu odcinka Master Chef Junior zaczęłam wyć. Dobra no, może byłam  lekko wcięta. Ale wiecie... Rodzice tych dzieci mówili jacy są dumni, przybijali sobie z nimi piątki, ściskali się. I wtedy mnie ścisnęło w gardle. Pomyślałam o moim partnerze. O tym, że moja choroba może mu odebrać możliwość bycia tatą, a co jak co, ojcem to on byłby najlepszym na świecie. I wyłam rzewnie nad tefałenowskim szoł prawie tak jak za każdym razem ryczę na „Pamiętniku”. 

Musiałam sobie wszystko poukładać, zapchałam sobie planami cały rok. W pierwszej kolejności postanowiliśmy polecieć do Włoch. Spontanicznie zabukowaliśmy pierwszy najtańszy bilet do Mediolanu jaki udało nam się znaleźć. Droga powrotna była zagadką. Kolejnym punktem do odhaczenia był Woodstock, całe trzy dni. I na koniec wyjazd na kilka albo kilkanaście miesięcy za granicę w poszukiwaniu lepszych perspektyw na rozwój zawodowy. W zasadzie wszystko było postanowione. 


No i co Wam oczy będę mydlić, wiecie już przecież, że nastąpił nagły zwrot akcji, który po pięciu bezowocnych latach był dla nas jak Ice Bucket Challenge. Kiedy pojawiła się druga blada kreska, ja zamiast skakać pod sufit, wzięłam test do ręki i z zakłopotaną miną poszłam z nim do mojego chłopaka. Położyłam go na stole i zadałam najbardziej idiotyczne pytanie ever: 
- Ej… tam są dwie kreski? 
P. wziął test do ręki i przyglądał się mu w ciszy krótką chwilę. Nagle szybkim ruchem odłożył i potwierdził regułę „głupie pytanie-głupia odpowiedź”: 
- NIE WIEM! 

Nie do końca tak sobie wyobrażałam powiadomienie partnera o ciąży. Ostatnia próba była wyliczona na grudzień. Dostałam zastrzyk, trzymałam się ściśle zaleceń lekarza. Kupiłam testy i piękną kopertę, do której miałam włożyć pozytywny test i zdjęcie USG. Miałam ją wręczyć P. pod choinkę, a później wkleić do wspólnego albumu. Wszystko miałam zaplanowane od deski do deski. To się miało udać. Miało był och, ach, ryku- ryku, tulu- tulu. No i dupa. Natura jak zawsze powiedziała „taki chuj”. 
I co powiedziała natura jak dowiedziała się o moich planach na nadchodzący rok? To samo. Taki chuj, nigdzie nie polecisz, nigdzie nie wyjedziesz, a masz ciążę! Tak sobie myślę, że trzeba było od początku tak z nią pogrywać, może szybciej by się zdecydowała. Życie więc postarało się o to, żeby wieść o ciąży była jedyna w swoim rodzaju. I to jest piękne, wcale nie jest mi przykro, że P. nie obracał mną jak Patrick Swayze swojej wybranki w  Dirty Dancing. Byliśmy tacy skołowani, zagubieni i trudno nam było uwierzyć w to co się właśnie stało. 

A więc jestem w ciąży! 
Robiąc test byłam w czwartym tygodniu, potwierdziły to badania krwi i wizyta u lekarza. Nagle niedowierzanie i rosnąca radość zamieniły się w strach i obawy. Po głowie zaczęło krążyć milion myśli. Przecież jestem chora, przecież nie skończyłam jeszcze leczenia. Człowiek tak bardzo chce się cieszyć taką nowiną, ale racjonalność i świadomość swego stanu bardzo hamuje. Nie chcesz zapeszać, w milczeniu trzymasz kciuki, żeby wszystko rozwijało się dobrze, żeby organizm był wystarczająco silny na to, by utrzymać zdrową ciążę. Dziś już biorę pierwszy głębszy oddech, jestem po badaniu prenatalnym, trwa trzynasty tydzień zdrowej ciąży. Cholera… To się dzieje! Tam jest życie! 

Agnieszka, lat 27. Co tu się porobiło? Ano się porobiło. Będę mamą!

4 komentarze:

  1. Zanim zostało Malenstwo poczęte - pragnęłas Dzieciatka ,
    zanim się urodzi - pokochasz Je ,
    nim minie pierwsza minuta Jego życia...
    - bedziesz gotowa za tego Szkraba umrzeć..

    Jeszcze raz Gratulacje <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za piękny komentarz i za gratulacje ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje. Dużo zdrówka i spokoju :*.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pseudolejdi. , Blogger