stycznia 11, 2018

Chłopie, przestań pomagać w domu!




Jolka od dwóch godzin gorączkowo krząta się po mieszkaniu nerwowo spoglądając na zegarek. Goście będą tu lada moment, a ona wygląda jak spocony maratończyk po biegu wytrzymałościowym na Saharze, w dodatku w dzień rekordowych upałów. Sławek spokojnie przeciągnął się na kanapie, doceniając każdą sekundę rześkości, którą zafundował sobie krótkim prysznicem. Jola w tym czasie usłyszała charakterystycznie syczenie z kuchni. Kipi!!! Natychmiast puściła mopa i rzuciła się na ratunek zalanej kuchence elektrycznej.
- No pięknie- wysyczała odlewając resztki wody z garnka -  makaron.
- Naahahaha – parsknął do telewizora Sławek, chrupiąc nachosy z rozdziawioną paszczą – kochanie, zobacz – krzyknął wesoło, wskazując nachosem na ekran – Pepe Dziobak! Kurde, jak ja dawno tego nie oglądałem. – Dodał z sentymentem.
Jola ewidentnie nie podzielała nastroju swojego narzeczonego. Jej duszę wypełnił mrok, myśli zapewniły stabilną pozycję w otchłani piekieł a oczy napełniły się łzami wszechogarniającej wściekłości. Z dużego pokoju dobiega wesoła piosenka z bajki, jej wybranek (ten jedyny, ten, któremu powiedziała „tak!”) chce się z nią podzielić dobrym nastrojem i zwiększa głośność o kilka kresek.
- Hehehe, kochanie, słyszysz?
W tym momencie ze szczupłej, sympatycznej brunetki Jolanta przeistacza się w bestię. Opiera się zgarbiona o blat, syczy i dyszy, oczy jej płoną, a twarz przybiera kolor purpury. Wyrastają szpony, ramiona się rozrastają, rośnie wielki garb, na skroniach pulsują wielkie żyły! Rozwścieczona zniszczy wszystko na swojej drodze!
Wchodzi do pokoju. Facet, którego (może przysiąc) jeszcze niedawno kochała, zerknął zastanawiająco na swoją zmarnowaną kobietę, która stanęła w drzwiach w poplamionym fartuszku, ze ściereczką na ramieniu:
- Co ci jest? Czemu jeszcze nie ubrana, zaraz będą goście. – odkrywczo oznajmił po czym wpakował sobie garstkę nachos do ust.
- Serio?- odparła cicho. Patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu. Obserwowała jak jego roześmiana żuchwa mieli  serowe przekąski, które wraz z jego śliną przybierają postać obrzydliwych stalagnatów w momencie gromkiego śmiechu.
- A MOŻE BYŚ MI KURWA POMÓGŁ? – wyrwało jej się jej. Całkiem głośno. Całkiem niechcący.
Twarz Sławusia wyraźnie się zachmurzyła.
- W czym ci mam pomóc, ubrać się?! Zawsze ci źle! Człowiek wraca z roboty w dobrym humorze to musisz wszystko zepsuć. Co ja ci zrobiłem?
Jola spojrzała tępo i obojętnie, nawet wydała z siebie coś w rodzaju cichego śmiechu:
- Nic. Właśnie w tym rzecz, że nie robisz nic.

Bezwiednie zrzuciła ściereczkę na podłogę, odwróciła się na pięcie i poszła od prysznic.

*


Majka, Ala i Jowita spojrzały po sobie z zachwytem, kiedy usłyszały, bądź co bądź całkiem niechcący, rozmowę pary, która przyszła do kawiarni z małym dzieckiem i usiadła stolik obok.
- Uf, chyba tatuś podaje ci jakieś niedozwolone substancje, to niemożliwe, żeby kupa dziecka tak śmierdziała – zaśmiała się kobieta w zielonym sweterku, trzymająca na kolanach małego, łysego potworka z wielkimi, błękitnymi oczami.
- Mamy swoje męskie tajemnice, You know, If I tell you, I must kill you. – Odparł mężczyzna z przekąsem.
- Hahaha, okej, wasze grzeszki a ja muszę cierpieć – odparła rozweselona kobieta wstając z krzesła.
- Usiądź. Daj mi go Kotku, ja go przewinę, dopij kawę. – Mężczyzna wstał i wziął chłopca na ręce- Hopsa! Chodź do taty ty mały, śmierdzący trollu. Zaraz się rozliczymy, ładnie to tak zdradzać mamie, że robimy wypady do KFC?
- Ja ci dam KFC, nawet tak nie żartuj!
Mężczyzna puścił oko do swojej wybranki i ścisnął dwoma palcami jej nos po czym zniknął z maluchem w łazience.
Majka westchnęła nie odrywając wzroku od drzwi łazienki:
- Żeby mój Łukasz mi tak pomagał…
- A co, nie pomaga? – Zaciekawiła się Ala.
- A gdzie tam. Ty słuchaj, mamy dwójkę dzieci. Zuza ma trzy latka, a Mikołaj półtora roku. Dacie wiarę, że on ANI RAZU nie przewinął dziecka? Ani – razu!
Jowita wzięła łyk kawy marszcząc brwi.
- Ale jak to możliwe? To kto przewijał Zuzankę jak byłaś na uczelni?
- Teściowa -  oznajmiła Majka oczywistą oczywistość, wzruszając ramionami. – A jak poprosiłam go o to kilka razy to się wykręcał, że nie umie, albo że nie chce krzywdy zrobić. Jakbym miała czekać aż to zrobi, dziecko już dawno z obszczypaną dupą by chodziło…
- W głowie mi się to nie mieści. – Obruszyła się Alicja – Nie chce krzywdy zrobić? Co to za argument? Kobieta niby się rodzi z umiejętnością przewijania?!
- Ano co mam wam powiedzieć? Zawsze kiedy mnie nie ma z dziećmi, Łukasz pakuje je do auta i zawozi do teściów. Nie ma zresztą takiej sprawy, której by nie konsultował ze swoją mamusią. Mam czasem wrażenie, że on nie ma własnego zdania tylko zdanie swojej matki. I ojca. A dzieci go chyba denerwują.
- A w domu poza tym pomaga ci jakoś?
- Dajcie już spokój, bo zaraz zapadnę się pod ziemię, a wy pomyślicie, że godzę się na niewolnictwo. – Odparła Majka nerwowo mieszając kawę. Letnią i już do połowy wypitą.
Dziewczyny wyglądały na wyraźnie zatroskane. Zanim którakolwiek zdążyła coś powiedzieć, zwróciła się do nich kobieta w zielonym sweterku:
- Najmocniej przepraszam, że się wtrącam, ale mimowolnie usłyszałam waszą rozmowę. Chciałabym coś powiedzieć, mogę?
- Yyy jasne, pewnie, oczywiście. – Odparły jedna przez drugą, lekko zaskoczone.
- Jestem Julia, cześć. Słuchajcie. Mój Robert- ten pan, który zniknął z małym Antosiem w łazience- mi nie pomaga. - Przyjaciółki wyraźnie zaskoczone nie dowierzały tym słowom, szczególnie po tym co przed chwilą widziały.
- Przecież przed chwilą widziałyśmy - twój facet pozwolił ci siedzieć i sam zabrał dziecko, żeby je przewinąć. – Prychnęła Alicja, w myślach posądzając Julię o poprzewracanie w dupie i niewdzięczność. Julia uśmiechnęła się serdecznie.
- Owszem. Ale to nie jest pomaganie. To współpraca. Mamy wspólne mieszkanie i równe potrzeby. To nie jest tylko moje dziecko. Nie tylko ja sprawiłam, że Antoś istnieje, więc skąd stwierdzenie, że mój mąż mi pomaga opiekować się dzieckiem? On opiekuje się tym dzieckiem, a nie pomaga w opiece. To samo dotyczy prac w domu. Oboje w nim brudzimy, brudzi w nim nasze wspólne dziecko. To nasz dom. Nie mój, w którym on przebywa. Nie jego, w którym ja jestem od utrzymywania porządku. Nasz dom i nasze obowiązki. Nieważne ile pracujemy poza domem.
Dziewczyny słuchały w milczeniu. Zauważyły, że wraca Robert z chłopczykiem na rękach. Julia na ten widok wstała i zaczęła ubierać kurtkę dodając:
- Zastanówcie się nad tym dziewczyny. To nie w was jest problem. I nie pozwólcie waszym dzieciom powielać schematów, że to kobieta jest perpetuum mobile, która musi mieć czas na pracę, dom i dzieci.
- Dzień dobry paniom -  zwrócił się do kobiet Robert, po czym odezwał się do żony – Kochanie, ciesz się, że wziąłem to na klatę, tylko mocarze przeżyją taką bombę biologiczną. Jestem nieśmiertelny!
- Głupek. – Zaśmiało się Kochanie – Trzymajcie się dziewczyny, pa!
I wyszli z kawiarni.
- Pa.. – powiedziała każda pod nosem, patrząc w zadumie przez kawiarniane okno na szczęśliwą parę z dzieckiem.

 *
Nienawidzę słowa „pomagać” kiedy mowa o wykonywaniu domowych obowiązków. Pomagać można chorym i potrzebującym... Żyjecie razem, jecie razem, oboje się ubieracie, oboje potrzebujecie czasu wolnego. Życie razem to partnerstwo, a nie niewolnictwo z łaskawym panem, który czasem litując się nad podwładnym włoży talerz do zlewu i czeka na pieśń dziękczynną. Chłopaki, weźcie się w garść. Pranie, prasowanie, składanie ubrań, czyste dzieci, ciepły dom, najedzona rodzina, to wszystko zabiera czas. Kiedy robicie to we dwoje, szanujecie się wzajemnie i dajecie możliwość spędzenia kawałka czasu razem, dajecie sobie szansę na chwilę oddechu. Kiedy jedno po powrocie z pracy siada i wielce odpoczywa, wymagając od drugiej osoby porządku, bo MA LŻEJSZĄ PRACĘ, to już nie jest życie z kimś, a życie obok kogoś. Kiedy w Waszym związku ma miejsce wytykanie, porównywanie i udowadnianie, że macie gorzej, to myślę, że powinniście się grubo zastanowić nad sensem istnienia tego związku.

Przestańcie pomagać. Zacznijcie żyć we wspólnocie. Warto usiąść i zastanowić się głęboko nad znaczeniem słowa „wspólne”.

3 komentarze:

  1. Jeeej znów w punkt! Ile ja się naslucham jak mój M jest cudowny, bo Pani X facet nic nie robi tylko czeka na gotowe, a ja po tylu latach jestem adorowana, mogę zawsze liczyć, że M wspólnie ze mną przygotuję imprezę, ja ugotuje, on posprząta, ponosi do stołu, potem razem ogarniemy bym mogła iść odpocząć wspólnie... To jest takie naturalne, takie oczywiste dla mnie, a jak inne kobiety widzą M z miodem, odkurzaczem to widzą w Nim Boga... Doprawdy? Dziecko ma niespodziankę, są goście... Czemu ja mam iść? On też może i właśnie tak pokazuje w sobie dojrzałość i męskość, jest tatą - nie ojcem. Wśród gości pada jakiś temat, rzucam luźno "a jak ostatnio M odkurzal to pies..." na co kuzyn M "odkurzal?" mówię "a no odkurzal, coś nie tak?" miny mężczyzn bezcenne, wyraz twarzy kobiet pokazywał uznanie, szacunek... A właśnie, na tym polega udany związek, małżeństwo... Co z tego, że on pracuje, a ja jestem w domu, nie spadnie mu korona z głowy jak po powrocie odkurzy dom, gdy ja wieszam pranie... Wynikiem mamy szczęśliwą rodzinę, więcej czasu dla siebie... Ot co! :-) Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być *mopem

      Usuń
    2. Bardzo mnie cieszy, że istnieją tacy mężczyźni i mało tego- są z tego dumni. :)

      Usuń

Copyright © 2016 Pseudolejdi. , Blogger