lutego 09, 2015

kwik!





Patrzę w lustro i dochodzę do tego samego wniosku, do którego dochodzę codziennie odkąd waga wrzasnęła "You're too fat!". Wniosek jest jeden: chujówka. Człowiek budzi się w dobrym humorze przy drugim człowieku, na przykład ja teraz przy moim chłopaku. Burza potarganych włosów błądząca gdzieś na twarzy, słodka zaspana minka, buziak na wyjście z łóżka i wchodzimy na obroty. Dzień zaczynamy od wizyty w łazience. A w łazience jest oślepiające światło i lustereczko, które ma Ci coś do powiedzenia. I nie są to słowa "Tyś jest najpiękniejsza w świecie". Mamy do przerobienia obraz miernoty i nędzy. Przepraszam, czy ktoś mówił o słodkiej mince? Za dużo seriali z babcią. Marysia z Pierwszej Miłości budziła się z nieskazitelną cerą i błyszczykiem na ustach. No dobra. I była szczupła. A burza włosów, moja osobista, w ogóle ze mną niewspółpracująca, podkreśla w twarzy to co najbardziej podkrążone i pyzate. Żal mimowolnie ściska serce.

 Welcome to real world bitch!

Zanim wskaźnik nastroju zdąży spaść poniżej zera, chwytam za korektor i podkład i się robię. Na szybko, bo drzemka była. Wysypianie się stawiam ponad wszystko. 10 minut drzemki daje mi spóźnienie do pracy i niedbałą fryzurę... Chyba nic nie pominęłam. I naprawdę chciałabym chodzić spać przed 1:00 ale szkoda mi czasu. Przysypiając na kiblu jednak przysięgam sobie, że tym razem o 22:00 mój oblężony cellulitem zad spocznie w łóżku. Spoczął. Na krześle u koleżanki. I krąży w jego krwi całkiem niezłe wino....

I tak sobie japierdoluję na własny widok od kilku miesięcy i nienawidzę siebie za miłość do żarcia. Ale jak się ubiorę w ciuchy, które nie przyznają się do mego brzucha, zakrywają pudziańskie łapska a włosy opadają z obu stron na twarz czyniąc ja smuklejszą, odbicie w lustrze nawet mnie potrafi oszukać. Mnie! Właścicielkę niechlubnych złogów tłuszczu i twarzy w kształcie księżyca w pełni. Mówi, że niby co ja od siebie chcę, że są laski w o wiele gorszej sytuacji. I wtedy leci treściwe "a w dupie tam". No i potem leci cała reszta. KFC, makarony w sosach, nachos z sosem bbq (Boże, ale bym zjadła), święte żelki, czekolada. A co się dzieje na uroczystościach rodzinnych, kiedy to zwykle wyglądam jak jakaś dobra dupa, wolę nie mówić. I wszystko idzie dobrze, do czasu kiedy człowiek  idzie się wykąpać. Wyszczuplające gacie, dobrze skrojona sukienka, wszystko to psu w dupę. Zostajesz ty i twoje fałdy. Nikt ci nie pomoże. Nawet wacik nasączony płynem do demakijażu jest jakby mniej wrogi. W tym momencie wrogiem numerem jeden jest ten ludzik Michelin, co go w lustrze właśnie oglądasz. I co robisz? Przysięgasz, że ty już nigdy. Przezywasz się od grubych, nieopanowanych tłuściochów. I masz mocne postanowienie diety. Po raz czterdziesty pierwszy. W tym tygodniu. I kończy się to mniej więcej nazajutrz stwierdzeniem "nie, dzięki. Muszę w końcu schudnąć" i usłyszeniem "toć przestań, dobrze wyglądasz". Nie dajesz się długo prosić. Ale wiadomo- to już naprawdę ostatni raz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Pseudolejdi. , Blogger