grudnia 02, 2012

uważaj z kim tańczysz :)





<Gwizd> Ale dupa!
Zaczynamy weekend i buuuum! Wysypują się uliczni macho jak sylwestrowe confetti.

Praca, szkoła, dom... ufff. Oddech. Potańczyłabym. Kierunek klub, wytańczę calutki miesiąc, troski zdeptam i zgubię gdzieś w tłumie.

Przychodzi moment zanurzenia się w morzu ludzi, muzyka przepływa przez całe ciało, robię co chcę. Zazwyczaj do czasu...

Oho! Zaczynamy zabawę.

Gimnastyka, zajęcia praktyczne.
Dryfuje z falą zacny pan, nieco jakby zmęczony, oczy jakieś takie mętne ma, ale staje na wysokości zadania, giba się i podryguje, niezmordowany dzielnie podąża w moim kierunku. Brawo mistrzu, jesteś tuż przede mną! Instynkt pierwotny się panu włączył, zaczyna się taniec godowy.
Odwrócić się na pięcie? Przejść obok? Chętnie, ale sprawa nie jest taka prosta. Czas reakcji u króla densfloru jest błyskawiczny, widocznie pysznie się bawi zastawiając mi drogę.

Plan B. Pokazać, że potrafię mówić. Zadać pytanie w tym wypadku jest ryzykowne. Może się spotkać z niezrozumieniem, ignorancją.. a może on nie potrafi mówić i nie odpowie? Właściwie nawet jeśli umie, zaburzone pole elektromagnetyczne wokół jego osoby zdradza, że może mieć z tym nie lada problem. Ale co mam do stracenia.. Próba ominięcia natręta mija się z celem.. Północ, południe, zachód, wschód... gdzie się nie odwrócę - on.
Ryzykuję. "O co ci chodzi?!" pytam.
Zdębiał biedak, nie mam pewności czy zrozumiał pytanie. Nie mniej, smutny ruszył bez zwierzyny na dalsze łowy, bełkocząc w moją stronę zapewne takie rzeczy, że by mi w pięty poszło. Serce mi się kraje, że nic nie rozumiem :(

Mogę jasno i konkretnie rzucić stanowcze "nie!" lub wymownie zastygnąć w bezruchu, dopóki osobnik się nie zorientuje, że wcale nie mam ochoty na wspólne dryfowanie. Jednak tu może się zdarzyć, że informacja może zostać błędnie odczytana. Na przykład "zatrzymałam się, by Cię podziwiać". Wtedy rozbujany osobnik dopiero daje czadu. Ale z czasem orientuje się, że to chyba nie o to chodziło. Trochę to trwa lecz mam przynajmniej pewność, że już do mnie nie wróci. Jeśli jednak wróci, warto zatrzymać się znowu. Jego bystry umysł tym razem załapie w mig o co chodzi i ludzki pan zejdzie mi z drogi.

Bywają jednak gorsze przypadki. Czasami uderzają watahą, bawią się w FBI "jesteś otoczony!". Brylantyna, żelik, opalenizna rodem z Casablanki na początku grudnia. Kilogramy złomu na szyi, pewnie na wzmocnienie mięśni karku i ćwiczenia wzmacniające mięśnie żuchwy, przy użyciu gumy do żucia. I tu jest sytuacja wyjątkowa. Należy wyparować. Chyba, że jesteś spokrewniona z Brucem Lee, ewentualnie Chuckiem Norrisem. Jeśli nie... Skutecznym sposobem na wyparowanie jest nagła potrzeba pójścia do toalety.
Niestety jest to prawdopodobnie jedyna droga wyjścia z opresji.
Właściwie... Zostaje jeszcze jedna możliwość... dołączyć do wesołej gromadki, dając się przerzucać z ręki do ręki. Lecz biorąc pod uwagę ilość chętnych dam wokoło, zostawiam im tę rozrywkę. Dostrzegam prześwit w kręgu, zwinnie się przeciskam i niknę w moim azylu.

Odradzam wyrzuty sumienia z powodu zawiedzionych 'kochanków'. Wystarczy jeden raz mrugnąć powiekami, a naszym oczom ukaże się scena, w której łowcy trafiają w ręce pocieszycielek. Właściwie, to pocieszycielki trafiają w ręce łowców, bardzo zadowolone, a nawet zachwycone. I ogromnie podbudowane myślą o swej przyciągającej urodzie.
Panowie z każdym piwem stają się mniej wymagający, ku uciesze samotnych pań.
Z myśli przewodniej "wyhaczę dziś niezłą sztukę", przechodzą w "wyhaczę dziś cokolwiek". Zwykle łapią wreszcie swoje cokolwiek i tak oto dobrane pary z radością, jednocześnie z niemałym wysiłkiem próbują zachować pion. Skutki bywają różne.

Jak pewnie większość kobiet lubię tańczyć w parze.
Dobrze jest dać się poprowadzić mężczyźnie w rytm muzyki. Ale dać się poprowadzić!
Nie mylić z wcieleniem się w rolę poręczy, której można się przytrzymać, albo miłej maskotki, którą wręcz trzeba pomacać.

Dlatego w klubach, w obecnie panujących czasach, wyprostowany dżentelmen, który docenia nasze poczucie rytmu, to rarytas.

Jak takowego rozpoznać?
Jak już wspomniałam- jest wyprostowany.
Potrafi podejść. Nie dryfuje, nie igra z grawitacją.
Potrafi mówić wyraźnie, a nawet potrafi zadać poprawne składniowo pytanie.
Interesuje się tym, czy masz ochotę z nim zatańczyć. Poprzednie przypadki ewidentnie mają to gdzieś. Brakuje im tylko maczugi, żeby solidnie przyfanzolić wybrance... Tak żeby na pewno nie uciekła.
Zna różne tematy- choćby szkoła, praca, rodzina.
Nie odtwarza wciąż wyuczonych zwrotów "fajna dpa jstś", "ślisznie wygldasz", "Ajhdjc jasbjs bckj" etc...

Można zaryzykować i wyrazić zgodę na wspólne pląsy. Charakterystycznym dla dżentelmena zachowaniem jest to, że podczas tańca trzyma Cię za ręce, ewentualnie jedną ręką w części lędźwiowej pleców. Odrywa stopy od podłoża, przemieszcza się w rytm muzyki, nie klei się...
I najważniejsze: Nie reaguje energicznym, acz niewyraźnym "sprtalaj" na komunikat typu "nie jestem zainteresowana bliższym poznaniem." Spokojnie i uprzejmie okazuje swoje zrozumienie, nie przerywając tańca.

Są jeszcze tacy, daję słowo. Ale żeby ich zauważyć, nie można zachłystywać się pierwszym lepszym panem, który zwróci na nas uwagę. W taki sposób możemy już zawsze narzekać, że nigdy nie trafił się nam porządny partner do tańca. Tak już jest, że ludzie nas obserwują. I racja- powinnyśmy mieć gdzieś co inni myślą. Ale tu nie o opinię chodzi- chodzi o to, czego my same chcemy i jakie są nasze oczekiwania. Zachowując się w taki, a nie inny sposób dajemy jasny sygnał osobom z zewnątrz jakiego towarzystwa sobie życzymy i takie też przyciągamy.
Więc... Uważaj z kim tańczysz :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Pseudolejdi. , Blogger